W końcu otacza Cię dzika przestrzeń. Betonowy las autostrad pnie się dumnie w kierunku południa. Wiatr w wierzchołkach flag, mozolnie wiwatujących na Twoją cześć, szumi niczym fale na środku wielkiego morza. Ogromne białe obłoki leniwie przesuwają się po błękitnej makiecie zawieszonej tuż nad Twoją głową.
Choć rano świeci słońce, nigdy nie jesteś pewien jaką pogodę zastaniesz kilkanaście kilometrów w głąb kontynentu. Jest kilka minut po godzinie siódmej rano. Masz na sobie wypełniony jedynie niezbędnymi rzeczami plecak, plastikową mapę Europy w ręku, kawałek kartonu, na którym zaraz pojawi się pierwszy kierunek Twojej niezwykłej podróży, marker i niesamowitą dawkę optymizmu, która góruje nad strachem, obawą i zwątpieniem. Wkrótce się to zmieni!
Cofnijmy się jednak kilka dni wcześniej.
3:27 nad ranem. Świetna godzina. W sumie, jak każda inna. Na sen, na genialną zabawę, raczej nie na pobudkę. Przyzwyczajenia odeszły gdzieś daleko. Całkowicie wbrew nim organizm świeży niespodziewanie, budzi mnie w środku nocy. Zapalam papierosa. Kilka nikotynowych kęsów powinno zabić potwora. Zapalam go by go zmulić. Z przyzwyczajenia, ze słabego nawyku, nie nazwałbym tego nawet uzależnieniem. Odkręcam kran, nalewam szklankę wody, podobno czysta i zdatna, tak przynajmniej zapewniają mnie właściciele hotelu w Podgoricy, w Czarnogórze, w którym obecnie przebywam. Wypijam. Wracam do łóżka. Sen nie przychodzi. Morfeusz ma zapewne inne plany na ten uroczy wieczór(poranek?), flirtuje zapewne dziś z kimś innym. Otwieram laptopa. Nieśmiało migoczące, czerwone powiadomienie zwiastuje coś ciekawego. Klikam. Wiadomość. Szybko wracam by z pewną radością i szczęściem wypisanym na twarzy podjąć decyzję o zmianie. Nowej jakości w moim życiu.
Okazuje się, że za kilka dni wrócę na Bałkany, tym razem…autostopem, i to z 30 innymi osobami. Przyjaciółmi. Znajomymi. A także z ludźmi, których poznać mi dane jeszcze nie było.
Treść mówi za siebie: „Chorwacja. Stopem. Pomoczymy pośladki w Adriatyku. Całkowicie po kosztach. Co Ty na to?” Takich propozycji się nie odrzuca! Wchodzę w to!
Wychodzisz na wylotówkę. Bez szczególnego podniecenia. Bez wielkich emocji. Spokój? Przyzwyczajenie? Doświadczenie w stopowaniu? Czy tylko pozory? Mara, która pozostała po krótkim śnie zeszłej nocy. Przewracałeś się, nie mogłeś usnąć. Nie z powodu myśli krążących po Twojej głowie, a z bólu. Dwa dni wcześniej przebiegłeś maraton, z Twoim rekordem życiowym. 3 godziny i 36 minut męki, zaciskania zębów. Walczyłeś sam ze sobą, bo wiedziałeś, że biegniesz nie tylko dla siebie, ale i dla Aśki. Dziewczyny, która kilka miesięcy wcześniej straciła nogę, wpadając pod pociąg. Wiwatujące tłumy. Kilkanaście osób zaangażowanych w akcje. Jak mógłbyś odpuścić? Nie Ty!
Stajesz przed wjazdem na dziurawą zatoczkę autobusową. Ściągasz plecak. Otwierasz górną jego pokrywę, żeby wydobyć z niej kawałek pogniecionego kartonu- Twojej nowej przepustki, biletu, który sprawi, że będziesz mógł dojechać na Bałkany. Z prawej kieszeni kurtki wydobywasz czarnego markera. Dużo już przeżył. Jeździł z Tobą stopem do Maroka. Włóczyłeś się z nim po Bałkanach, dwa lata wcześniej. Zwiedził w Twojej kieszeni także kraje Beneluxu. Dobry towarzysz.
Na kartonie pojawiają się pierwsze litery. Kierunek Katowice!
Po drodze łapiesz rodowitego Ślązaka jadącego na załadunek…kamieni! W miarę łatwo idzie, połykasz kolejne miejscowości. Pod granicą Czech wsiadasz do nowiutkiego, lśniącego audi. Z pustym bagażnikiem. Dwoma karkami za kierownicą i w nienaturalny sposób wypchanymi siedzeniami. Dowiadujesz się, że jadą do Wiednia. Strach zawsze jest, natomiast świadomość, że za kilka godzin możesz być już w Austrii działa na Twoje zmysły.
Po kilku godzinach upragniona stolica. Tak Ci się przynajmniej wydaje. Zmienisz zdanie po 5 godzinie czekania na jakikolwiek transport.
Pot, który spływa Ci po karku, po Twoim kilkukilometrowym marszu autostradą, w towarzystwie rozpędzonych do czerwoności samochodów, sprawia, że cały drżysz. Nie masz już siły.
Cierpki, drażniący Twoje nozdrza aromat pyłu i świeżo skoszonej trawy przylega do Twojego ubrania.
Zrzucasz plecak. Musisz odpocząć. Chociaż wiesz, że każdy postój zmniejsza Twoje szanse na złapanie stopa.
Intuicyjnie zaczynasz rozglądać się w kierunku pobliskich krzaków, szukając najlepszego miejsca na rozbicie namiotu. Cóż nie wyjdzie- zawsze możesz się przespać, może jutro będzie lepiej. W tym momencie przypominasz sobie złotą zasadę autostopu- nigdy się nie poddawaj! Mijasz puszystego jegomościa, z zakręconym, czarnym wąsikiem. Nic wyjątkowego. Rzucasz spontanicznie wzrok na rejestrację jego samochodu. Twoim oczom ukazuje się wielka, lśniąca literka „I”, oznaczająca gorące Włochy. Piękna Italia! Myślisz- jak nie teraz to kiedy. Podchodzisz. Zagadujesz. Twój łamany włoski sprawia Ci ból z każdym wypowiadanym słowem, jednak w końcu pada magiczne słowo: „Polonia”. Na twarzy Włocha pojawia się zainteresowanie i lekki uśmiech. Dostaje werwy. Przerzuca swoją małą, trzyletnią córkę do tyłu samochodu, robiąc Ci miejsce. Okazuje się, że jedzie do Mediolanu z…Warszawy, gdzie ucztował ze swoim najlepszym znajomym oraz że połowę jego ciała pokrywają tatuaże z logiem AC Milan! „No to może kawa we Włoszech?”. Rano wylądujesz gdzieś na stacji koło Udine, sącząc na świeżo skoszonej trawie, pachnące porankiem i włoską pasją espresso.
Leniwie podnosisz się z nagrzanej, w południowym słońcu karimaty. Od niechcenia podchodzisz do pierwszego tira, stojącego na wprost Ciebie. Bez zbytnich oczekiwań. Bez presji. Raczej z przyzwyczajenia. Okazuje się, że w pół minuty złapałeś transport do Triestu. Później pojedziesz jeszcze z szalonym doktorem fizyki. Joginami kierującymi się na coroczne seminarium medytacyjne. Chorwatem- młodym ojcem, któremu dwa dni wcześniej urodziło się dziecko. Krupierem z austriackiego kasyna oraz rybakami z Niemiec. To jest właśnie magia stopa! Dojeżdżasz do Krk, małej wysepki, położonej na Adriatyku, niedaleko Rijeki. Spotykając na miejscu resztę Twoich szalonych znajomych! Coś niesamowitego!
Nie każdy z nas stanie się premierem, ministrem finansów, znanym sportowcem, wielbionym aktorem. Każdy natomiast może stać się nową, lepszą wersją samego siebie. Życie stawia przed Tobą wyzwania. To jak je wykonasz będzie decydujące. Jedyna różnica, która dzieli ludzi spełniających swoje marzenia, podróżników, odkrywców, od szarych osób polega na jednej małej rzeczy. Nie jest to ilość srebrników w Twoim portfelu. Ci pierwsi potrafią w pewnym momencie swojego życia podnieść wzrok znad książki. Przestać śnić o swoich marzeniach, zabierając się do ich realizacji. Podczas, gdy Ci drudzy przewracają kolejne strony swojej ulubionej lektury „chciałbym, ale…”. Może czas odłożyć tę lekturę na półkę i zacząć żyć? Żyć naprawdę!
Comments